sobota, 28 kwietnia 2012

Rozdział 6


Ashley
Dzień po balu , razem z Loganem poszliśmy do Chatki. Tak nazywaliśmy mały domek, przy basenie za naszym domem. W środku była ciemnia Logana, sztalugi, bloki i tysiące farb Jessici oraz moje wiersze i teksty. Uwielbiam pisać, kocham to, że za pomocą słów mogę opisać i zwykłe, i niezwykłe rzeczy. Jess mówi, że to jak z malowaniem. Ona przekazuje swoje myśli przez kolory i kształty, ja przez słowa. Logan od razu zaszył się w swojej ciemni. Ja rozglądałam się po pokoju. Na ścianach było pełno było szkiców, obrazów, zdjęć i zapisanych kartek. Było tu nie wiele mebli, stara sofa, która przestała się podobać moim rodzicom, biurko przy którym bardzo często pisałam, jakiś mały stolik i całkiem spora komoda. Usiadłam przy niewielkim biurku, które stało pod oknem. Z szufladki wyjęłam plik kartek i długopis. Pisałam o Balu Jesiennym oraz innych wydarzeniach tego tygodnia. Nagle do domku wpadła Jessica.
-Cześć ! –przywitałam się. –Przyszłaś coś namalować?
-Raczej porozmawiać –spuściła głowę. To dziwne Jessica nie jest raczej osobą skorą do rozmów. Od razu zawołałam Logana.
-Co jest? –zapytał. –Jakieś problemy?
-Może. –uśmiechnęła się. –Obiecajcie, że nie będziecie się ze mnie śmiać.
-Obiecujemy. –stwierdziliśmy zgodnie.
-No więc, kurwa, jak wam to powiedzieć… Wczoraj, gdy Zayn odwiózł mnie po Balu, odprowadził mnie do drzwi i… pocałował.
-To chyba dobra wiadomość! Dlaczego się smucisz? –zapytałam.
-Myślałem, że go nie lubisz –zaczął Logan, ale pod wpływem mrożącego wzroku Jess, zamilkł.
-Zaczęłam już go lubić, okej? Jest inny niż mi się wydawało. Ale chodzi o to, że… Przerwałam ten pocałunek, odepchnęłam go.
- Dlaczego to zrobiłaś? – Czasami naprawdę jej nie rozmumiem. Ward była taka skomplikowana. Najpierw robiła, potem myślała.
-Dlatego, że go lubię. Znamy się ledwo pięć dni, rozmawiałam z nim tylko kilka razy, a on…
-Rozumiem, ale w czym problem? Powiedz mu to po prostu. –błyskotliwego mam brata, nie ma co.
-Powiedz mu to samo, co nam przed chwilą. Spotkajcie się gdzieś, gdzie będzie dużo ludzi, to nic nie odwalicie. –to spodobało mi się bardziej.
-Dobrze gada –zaśmiałam się. Jess siedziała zamyślona.
-Może to nie taki głupi pomysł… W końcu co mam do stracenia?
-Godność, dumę, poczucie własnej wartości, jego przyjaźń, moje uznanie … -zaczął uczynnie wyliczać Lo. Zjechałam go wzrokiem.
-No dzięki, że mi to podsumowałeś –zaśmiała się Jess.
-Hej, jesteś świetna. Nie daj sobie wmówić nic innego. –Uśmiechnęłam się.
-Dzięki. –powiedziała i przytuliła nas. –No, koniec z tym. Już wracam do normalności.
-W końcu.. To jakie plany na dziś?
-Mam jeszcze spraye … -uśmiechnęła się Jessica.
-A ja parę chwytliwych tekstów.
-A ja jak zwykle to uwiecznię. –westchnął Logan. Wybuchnęłyśmy śmiechem. –Ale najpierw napisz do tego swojego chłopaka.
-Okej. –powiedziała zrezygnowana i napisała „Trafalgar Square jutro w południe”. Zayn nie Kazał jej czekać. Odpowiedź przyszła natychmiastowo: „Będę”.

Jessica
Obudziłam się około 9. Wzięłam prysznic, ogarnęłam włosy. Założyłam czerwone rurki, białą bluzkę z napisem „Fuck it, I’m young”i krótką, skórzaną kurtkę. Na głowie zawiązałam czerwoną bandanę, w uszy wpięłam kolczyki. Pomalowałam kolejną paczkę papierosów, zjadłam śniadanie i pogadałam z Sarah, ale nadal zostawało mi mnóstwo czasu. Włączyłam laptopa, w wyszukiwarkę wpisałam „Zayn Malik”. Wyskoczyło mi jakieś jedenaście milionów wyników. Ja pierdolę, nie wiedziałam, że aż tak o nich głośno. Znalazłam kilka ich piosenek. Erggh. Nie mój styl. Lubię ich, ale przecież nie muszę słuchać ich muzyki. Szybko włączyłam  Thunderstruck - AC/DC.  Od razu lepiej. Z nudów nawet zaczęłam odrabiać lekcje, ale szybko zrezygnowałam z tego pomysłu. W końcu o 11 wzięłam torbę w której były papierosy, klucze portfel i telefon, założyłam glany i wyszłam. Pojechałam  metrem, to szaleństwo jechać do centrum Londynu samochodem. Na Trafalgar square byłam o 11:50. Zayn już tam był. Kurwa, jaki on przystojny. Miał na sobie ciemne jeansy, jasny t-shirt, kurtkę i trampki. Na głowę założył czapkę. Miał też ciemne okulary. Ochrona przed fankami jak mniemam. Wyglądał świetnie. Podeszłam do niego.
-Hej. –przywitałam się niepewnie.
-Cześć. Więc, powiesz mi po co tu jestem? –Trzeba przyznać, że Zayn walił prosto z mostu.
-Chciałam cię przeprosić. No wiesz..  za przedwczoraj.
-To chyba ja powinienem przepraszać –uśmiechnął się smutno – Przecież wiem, że za mną nie przepadasz.. ten pocałunek.. przekroczyłem granicę, wiem..
-Ej to nie tak.  –zaprzeczyłam. –Zayn lubię cię, nawet bardzo, ale znamy się tak krótko i po prostu..  nie znam cię zbyt dobrze. -  Od  razu poprawił mu się humor.
- Więc może zapomnimy o tamtym dniu? Poznajmy się lepiej. Może zaczniemy od razu? Masz teraz czas?- zapytał. Odpowiedziałam skinieniem głowy. Chwycił mnie za rękę i zaprowadził do fontann.
Usiedliśmy na schodkach. Wokół było mnóstwo ludzi. Zaczęliśmy od prostych pytań takich jak „Jaki jest twój ulubiony kolor?” Później zaczęliśmy rozmawiać już bardziej na poważnie. Zayn opowiadał o swojej rodzinie, zespole, sławie. Ja zdradziłam mu, że maluję, co trochę go zdziwiło. Gadało nam się świetnie, gdy nagle przerwały nam krzyki jakiejś małolaty.
-Proszę, proszę, powiedz, ze to ty! Jesteś Zayn Malik, prawda? OMG OMG Co ty tu robisz? Czy to twoja dziewczyna? Mogę autograf? – Zayn zaczął sztucznie się uśmiechać, wiedziałam że nie jest zbytnio zadowolony z tego, że ktoś go rozpoznał, szybko złożył autograf, ale to nie wystarczyło dziewczynce. Zaczęła krzyczeć – Spójrzcie to on! Zayn Malik jest tutaj! – Chłopak wiedział co zaraz nastąpi. Złapał mnie za rękę i zaczęliśmy uciekać, przed goniącym nas tłumem. 
-Wal do National Gallery! –zawołałam. Nie miałam innego pomysłu na kryjówkę, skierowaliśmy się w stronę toalet, nic innego nie przyszło mi do głowy.
 -Świetnie, nawet jeśli tu nie wejdą to pewnie włóczą się po całym muzeum.. więc co robimy? – zapytał Zayn.
-Zaraz wrócę, nie ruszaj się stąd.
-Nawet gdybym chciał to nie mogę. –wyszłam  z toalet i skierowałam się do sklepu z pamiątkami. Zayn miał rację. Wszędzie chodziły jego fanki, których zdawało się być jeszcze więcej niż na placu. Jedna z nich nawet mnie zaczepiła, widziała mnie razem z Malikiem. Powiedziałam, że nie wiem o czy mówi  i olałam ją. Kupiłam dwie koszulki, czapkę z daszkiem i dwie pary kolorowych okularów. Wszystko z logo National Gallery. Wróciłam do Malika i wręczyłam mu zakupy. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Niby co mam z tym zrobić? –zapytał głupio. Wzięłam od niego jedną koszulkę. Zdjęłam kurtkę i wręczyłam mu ją.
-Potrzymaj. –rzuciłam. Zdjęłam z siebie bluzkę i założyłam T-shirt z jakimś głupim napisem. Z włosów ściągnęłam bandanę, na nos włożyłam okulary.  –Już. Teraz twoja kolej. –podał mi moje rzeczy, zdjął koszulkę i zaczął się przebierać.  Musze przyznać, że miał niezły kaloryfer.
-Dopiero pierwsza randka, a my już się rozbieramy. –zaśmiał się. Zmroziłam go wzrokiem.
-To nie jest randka.
-To nawet gorzej. Rozbieramy się nie będąc na randce. –nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Schowałam nasze rzeczy do torby. Przejrzałam się w lustrze. Koszulka sięgała mi do kolan.
-Wyglądasz ślicznie, chodź. –Zayn wyciągnął rękę. Wyszliśmy z toalet, poszliśmy na wyższe piętro.
-Skoro już tu jesteśmy, możemy pozwiedzać. –powiedziałam. Uwielbiałam Galerię Narodową. Trzymając się za ręce, przechadzaliśmy się oglądając obrazy. Byliśmy w moim świecie.. Znowu zaczęliśmy rozmawiać, miałam wrażenie, że moglibyśmy to robić godzinami. W końcu, wyszliśmy z galerii. Zayn odwiózł mnie do domu.
-Przepraszam za dziś.  Te fanki czasem nieźle dają w kość..   -zaczął.
-Żartujesz? Było extra! –zaśmiałam się. –Najlepsza randka na jakiej byłam.
-Randka? –Zayn uniósł brwi.
-Och, wiesz, nie chcę wyjść na kogoś, kto rozbiera się nie będąc na randce. –wytłumaczyłam skwapliwie. Zayn zaśmiał się. Po chwili trochę spoważniał. Popatrzył mi w oczy, powoli przyciągnął do siebie i pocałował. Tym razem odwzajemniłam jego pocałunek.

                                                                              ***

Dzięki za komentarze i wyświetlenia, ale jest was chyba coraz mniej! D:
Przestał wam się podobać, czy co?  <Łir Soł sad.>

Po prawej, są ankiety i byłoby miło jakbyście kliknęli. 

Polecamy jeszcze bloga naszych przyjaciólek : http://krytkantka.blogspot.com/  

Czytajcie, komentujcie, polecajcie. 
ENJOY
                                                                                                                          S - A - J

sobota, 21 kwietnia 2012

Rozdział 5

Jessica
Louis wrócił po 20 minutach.
-Co jest? –zapytał Liam.
-Gdzieś pojechała, obiecała że zadzwoni. –odpowiedział i zamyślił się. Co za szopka. Jak zwykle wszyscy latali koło Scarlett. Rzygać się chce. Poszłam do Logana i Ashley.
-Chcecie usłyszeć coś szalonego?
-Bardziej szalonego niż twój tatuaż na nadgarstku? – zapytała Ash. Fakt. Miałam mały tatuaż ze znakiem nieskończoności i napisem „Be yourself”. Logan zrobił sobie taki sam. Ashley  nie dała się namówić.
-Bardziej –powiedziałam.
-Skoczysz z Big Bena nago? –zapytał Logan z cwaniacką miną.
-Dla ciebie wszystko –zaśmiałam się. –Ale nie, mi chodzi o Bal.
-Idziesz na bal? –Logan niedowierzał –Popierdoliło cię?
-Wyluzuj, to tylko dla funu. Idę z Liamem.
-Jaką sukienkę założysz? –była ciekawa Ash. –Pomogę ci się przygotować!
-Wy też pójdziecie! No chodźcie, wszystkich zaskoczymy.
-Co ty na to? –zapytał Logan. –Ash, pójdziesz ze mną? –uśmiechnął się.
 -Jasne! –była zachwycona. Tylko ona z naszej trójki lubiła takie spędy.

                                                                        
Scarlett
     Harry był u mnie o osiemnastej. Nie miałam z kim iść, więc zaprosiłam jego. Niepunktualności nie mogłam mu zarzucić. Kiedy chłopak mnie zobaczył powiedział tylko „WOW”. Ucieszyłam się, że mu się spodobałam. Miałam na sobie żółtą sukienkę, czarną marynarkę, szpilki i torebkę, w której miałam „najpotrzebniejsze” rzeczy.
    Kiedy dotarliśmy do mojego liceum oczywiście dyrektor wygłosił przemówienie. Bla bla bla same nudy! Stolik dzieliliśmy z Emmą i Viktorem. Doskonale. Żeby nie patrzeć na nich Harry od razu porwał mnie do tańca. Widziałam, że Em jest strasznie zła. Niby udawała, że wszystko gra, ale długo się z nią kolegowałam i potrafiłam rozpoznać kiedy coś nie jest OK. Chodziło o to, że Viktor tańczy ze wszystkimi tylko nie z nią. Widziałam nawet jak dostawiał się do Ashley, ale ta mu odmówiła. Około 21 wyciągnęłam Harry’ego na dwór. Udaliśmy się na boisko.
-Czemu mnie tu przyprowadziłaś? – zapytał
-Chciałam pobyć z tobą sama. – odparłam
-Nie chciałaś patrzeć na swojego byłego?
-Na Viktora? Nie.
-Jasne, jasne. – odpowiedział i objął mnie w talii – A to dlaczego chciałaś być ze mną sama?
-Bo cię lubię? – zawahałam się, nie wiedziałam co powiedzieć, Loczek mnie rozgryzł, 1:0 dla niego.
Potem Harry mnie pocałował, długo i namiętnie. Zatracałam się w jego pocałunku. Dawno się tak nie czułam. Następnie poczułam, że staje się mokra. Nie wiedziałam skąd się wzięła na mnie woda. Obejrzałam się i zobaczyłam zraszacze. Harry szybko złapał mnie za rękę i wbiegliśmy do szkoły. Udałam się do łazienki. Loczek wszedł ze mną do niej.  Musiałam poprawić make-up. Na szczęście mój wizerunek nie ucierpiał za bardzo więc potuszowałam tylko rzęsy i pomalowałam usta błyszczykiem. Chłopak milczał i bacznie przyglądał mi się kiedy zwinnie robiłam makijaż.
-Czemu się nie odzywasz? – zapytałam
-Wolę podziwiać twoje piękno w ciszy – odparł i oboje wybuchliśmy śmiechem.
-Nie żartuj sobie. – powiedziałam i cmoknęłam go w usta. Chyba był trochę zaskoczony. Potem złapałam go za rękę i wyszliśmy z łazienki. Trafiliśmy akurat na moment kiedy dyrektor odczytywał nazwiska dwóch uczniów, którzy zostali królem i królową Balu Jesiennego.
-Parą Balu Jesiennego zostają – zaczął i otworzył kopertę z nazwiskami – Scarlett Stevens  i Victor Clark. Światły padły na mnie i na Viktora, który stał w drugim końcu sali z cwaniackim uśmiechem. Nie wiem co ja w nim widziałam. Usłyszałam głos Harry’ego – Sky idź -  zostawiłam mu moją torebkę i weszłam na scenę pod rękę z moim byłym. Dyrektor pogratulował nam, wręczył korony i oznajmił, że musimy zatańczyć zwycięski taniec. Wszyscy ostawili się na obrzeżach sali a ja z Viktorem stanęliśmy na środku.
-Jak się czujesz księżniczko? – zapytał
-Daruj sobie, okej? – rzuciłam od niechcenia
-Nie bulwersuj się tak, skarbie – czułam, że ręce Viktora zsuwają się coraz niżej, aż w końcu wylądowały na moich pośladkach. Przybliżył głowę do mojej twarzy i pocałował mnie. Nie wytrzymałam.


Jessica
Ostatni raz w życiu się tak ubrałam. Miałam na sobie różową, krótką sukienkę, czarne szpilki, na ramieniu małą torebeczkę, loki zostawiłam rozpuszczone.  Liam miał przyjechać po mnie za 10 min. Poprawiłam jeszcze makijaż i zeszłam na dół. Tam zaskoczyła mnie Sarah.
-Wyglądasz pięknie! –uśmiechnęła się i zaczęła robić zdjęcia. Nie mogła sobie tego darować. Odradzałam jej ten pomysł, ale ona nie chciała słyszeć o tym, żeby nie uwiecznić mojego wyjścia na bal. Wkrótce do drzwi zadzwonił dzwonek. Otworzyłam je i zobaczyłam … Zayna ?!
-Cześć, ślicznie wyglądasz. A gdzie glany? –zaśmiał się.
-Co ty tu kurwa robisz ? –tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić. Błyskotliwe, nie?
-Liamowi coś wypadło, jestem na zastępstwo –uśmiechnął się. Miałam ochotę mu ten uśmiech z twarzy wydrapać. Nie mogę uwierzyć, że Liam mnie wystawił. Wyjęłam telefon z mojej mikro-torebki i odblokowałam. Chciałam zadzwonić i nawrzeszczeć na Payne’a. Na skrzynce miałam jednak jedną wiadomość:
„ LIAM PAYNE :  Daj mu szansę  ”
-Świetnie. Po prostu super. –mruknęłam pod nosem.
-Więc zgodzisz się żebym ci towarzyszył? –zapytał Zayn.
-Dobra, co mi szkodzi. –powiedziałam zrezygnowana.
-Wszystko trzeba zrobić jak należy –powiedział Zayn. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale z czasem zrozumiałam. Wręczył mi bukiecik na rękę, zapozował do zdjęcia i zaprowadził do limuzyny. Tak, serio, limuzyny. Muszę przyznać, że nie było tak źle. Znaczy jasne, było mega-kiczowato, ale na tym to polegało. Zayn mówił, że skoro to mój pierwszy bal, musimy zachowywać się jak wszyscy. Gdy dojechaliśmy na miejsce, otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść z samochodu. Weszliśmy do szkoły, bo tam odbywał się bal, pokazaliśmy bilety i od razu ruszyliśmy na parkiet. Zayn świetnie tańczy, trzeba to przyznać. Po 10, tak ,d-z-i-e-s-i-ę-c-i-u piosenkach poprosiłam o przerwę. Wyszliśmy na zewnątrz, ja wyjęłam papierosy. Wiem, że nie powinnam palić, szczególnie w szkole, ale nie mogłam się powstrzymać. Tym razem z własnej woli poczęstowałam Zayna papierosem. Obejrzał go i uśmiechnął się. „Be Yourself”.
-O co z tym chodzi? –Zapytał.
-Z czym? –oczywiście go nie zrozumiałam. Chwycił mój lewy nadgarstek i obrócił tatuażem do góry.
-Z tym. Bądź sobą. Boisz się, że przestaniesz?
-Nie, kurwa. Po prostu czasem chcę sobie przypomnieć, że bez względu na innych, powinnam pozostać sobą. Bez udawania. Chcę mieć swoje zdanie.
-Rozumiem. A co ty masz na swoim papierosie? –zapytał. Wyjęłam fajkę z ust i pokazałam mu. Kurwa. „Kiss”.  Zayn uniósł brwi, ja uśmiechnęłam się. Podszedł bliżej mnie. Nachylił się. Nagle usłyszeliśmy krzyki dochodzące z Sali. Nosz ja pierdolę, co za wyczucie czasu!


Scarlett
-Co ty sobie myślisz? – wydarłam się na niego, a wszyscy osłupieli- Jesteś dla mnie nikim – po tych słowach uderzyłam go z otwartej w twarz. Harry’emu chyba też puściły nerwy, bo podbiegł do nas i wymierzył Victorowi z pięści  w twarz. Za chwilę podbiegli do nas nauczyciele i inni goście, w tym Zayn, Ashley, Jessica i Logan, rozłączyli bijących się po czym dyrektor wyprosił nas z imprezy. I powiedział, że porozmawia sobie z nami w poniedziałek.
    Wyszłam z Harrym ze szkołę i szliśmy w stronę auta mojego partnera kiedy zatrzymał nas głos Victora – Jeszcze się z tobą policzę dziwko - Loczek już chciał się do niego wrócić kiedy zauważyliśmy Jessicę, która rzuciła się na mojego byłego i okładała go torebką. Za nią wybiegł Zayn i zaczął ją uspokajać. Ujrzeliśmy potem jeszcze Logana i Ashley. Byłam w szoku, nie wiedziałam, że Jessica może coś takiego zrobić, jeszcze w mojej obronie.
-Jak się czujesz? –zapytała Ashley kiedy podeszli do nas. Wiedziała, że byłam trochę roztrzęsiona.
-Może pojedziemy wszyscy do naszego domu? – zaproponował Zayn.
-Ja wole jechać do siebie – oznajmiłam – Harry, zawieziesz mnie? - On oczywiście się zgodził , a reszta zapakowała się w swoje auta.
Całą drogę nie odzywałam się do Loczka, myślałam o tym co zrobił Victor. Wiedziałam, że zaplanował to, żeby mnie zdenerwować. Nienawidziłam go z całego serca. Dopiero gdy dojechaliśmy do domu wybuchnęłam płaczem.
-Uspokój się, skarbie, wszystko będzie dobrze. Nie wiesz, że zrobił to specjalnie? Na pewno zaplanował to z Emmą. – mówił Harry przytulając mnie. Mimowolnie zaczęłam go całować. Potrzebowałam tego. Czułam jego ręce, jedną na tali a drugą na udzie. Swoje dłonie ułożyłam na jego bujnych lokach. Dopiero po jakimś czasie przestałam go całować. Spojrzałam w jego oczy i widziałam, że był zaskoczony.
– Przepraszam – rzuciłam na odchodne i wybiegłam z jego samochodu.


Jessica
-Jedziesz do mnie, czy zawieźć cię do domu? –usłyszałam od Zayna.
-Do domu, nie będę się wam naprzykrzać.
-Daj spokój –zaśmiał się. –Nie będziesz się naprzykrzać.
-Może kiedy indziej. –uśmiechnęłam się. Nie mógł zrozumieć, że nie chce do niego jechać? Nadal czułam się nieswojo po tym, co zaszło przed szkołą. Prawie się pocałowaliśmy! Ja i on! Niedorzeczność. Nie mogłabym być z kimś takim. Zayn jest zbyt … Zbyt… Jaki? Za bardzo mu na mnie zależy? Za bardzo się stara? Kłamstwa. Kłamstwa. Kłamstwa.
-Jak chcesz. –dojechaliśmy na miejsce. Zayn wysiadł z samochodu, obszedł go i otworzył drzwiczki. Pomógł mi wysiąść i odprowadził aż pod drzwi mojego domu. –Jak się dziś bawiłaś?
-Lepiej niż oczekiwałam –zaśmiałam się. –Nie było tak źle. Oprócz tej kiczowatej muzyki i mojego stroju podobało mi się wszystko.
-Nawet bójka Victora i Hazzy?
-Nawet. Należało się Victorowi, nie cierpię go.
-Dlaczego? –zapytał z troską.
-Może kiedyś ci powiem. –Akurat. Znając mnie, to nic nie powiem nikomu o tym co ten goguś zrobił Ash.
-Na razie ta obietnica musi mi wystarczyć –uśmiechnął się. –Jak coś to tu masz mój numer –powiedział i wręczył mi małą karteczkę. –Dzwoń jeśli tylko będziesz miała ochotę. –zaśmiał się.
-Jasne. –uśmiechnęłam się. –Dzięki za dzisiejszy wieczór.
-Więc nie jesteś już zła na Liama? –uniósł brwi.
-Jestem i to jak! Powiedz, że mu się dostanie! Ale z tobą nie było tak źle.
-Cieszę się. –powiedział i… pocałował mnie. Odepchnęłam go od siebie.
-Co ty kurwa robisz?! –wrzasnęłam.
-Ja… Przepraszam… Myślałem…
-Powinieneś już iść. Pa, Zayn. –powiedziałam szybko, weszłam do  domu i zamknęłam drzwi. Dotknęłam swoich warg. Kurwa.


                                                                       ***
UWIELBIAMY WAS!!!
Jesteście świetni, dziękujemy za 34 (!) komentarzy pod ostatnim postem.
I za ponad 3000 wyświetleń!
Jesteście cudni, ale przebijecie to? Mamy nadzieję! :D

Od nas, osobiście:
Wiemy, ze i tak tego nie zobaczą, ale przesyłamy mnóstwo całusów, do naszych nowych przyjaciół/chłopaków, którzy mieszkają w Australii :  Noah, Brayden i Dean. Zakochałyśmy się w was i waszych uroczych uśmiechach <3

Tak wiec komentujcie, obserwujcie, polecajcie :D
                                                                                                                                 S -A -J

niedziela, 15 kwietnia 2012

Rozdział 4


Ashley
Ughh. Strasznie boli mnie głowa. A w dodatku jeszcze słyszę jakieś śmiechy. Gdzie ja jestem?
-Halo?! –zawołałam. Może ktoś się zjawi. Nagle w polu mojego widzenia pojawiła się twarz Logana.
-Obudziłaś się w końcu! Niech ktoś pójdzie po lekarza, kazał się zawołać gdy Ash się ocknie! –ocknę się? Ja? Co tu się działo? W końcu wszystko mi wytłumaczyli. Wstrząśnienie mózgu. Dlaczego jestem taka słaba? Głupia piłka może wyrządzić mi krzywdę. Lekarz przebadał mnie i zalecił dużo odpoczynku. Usiadłam na łóżku, rozejrzałam się. Zobaczyłam 5 chłopaków, mojego brata, Jessicę i… Scarlett „Pomponiarę” Stevens ?! Co ona tu robiła?
-Eee… Mogę pogadać z Loganem i Jess? –na szczęście posłuchali mnie i zostawili nas samych.
-Co jest? –zapytała Jess.
-Dlaczego odwiedza mnie Scarlett Stevens i 5 gości, których widzę po raz pierwszy w życiu? –Logan wszystko mi wyjaśnił i zaprosił pomponiarę do środka.
-Jess, możesz nas zostawić? –Lubiłam Jessicę, ale ona nie przyjaźniła się ze mną tak bardzo jak z Loganem. Poszła więc do chłopaków. Wyjaśniłam Scarlett całą sytuację z Victorem.


Jessica
-Cześć, wygonili mnie –uśmiechnęłam się do chłopców.
-Nie ma sprawy, przygarniemy cię- zaśmiał się Harry. Przywalał się chyba do każdego ruszającego się stworzenia. –Jakieś ważne sprawy?
-Tak. –ucięłam krótko.
-Scarlett mówiła nam o Balu Jesiennym. Zapowiada się niezła zabawa. Idziesz z kimś? –zapytał Zayn. Wybuchnęłam śmiechem. Dobry żart.
-Taaa. Idę, zakładam różową sukienkę, pantofelki, a mój partner zawozi mnie tam limuzyną! –wszyscy zaśmiali się.
-Z kim idziesz? –brunet nie załapał, nosz ja pierdolę.
-Z Joshem Hutchersonem, znasz go? –Niall prawie tarzał się ze śmiechu.
-Ha ha. Baaardzo śmieszne. –w końcu zrozumiał.
-Dlaczego nie idziesz? –zapytał Liam.
-Nie moje klimaty. –odparłam po prostu. –A poza tym, nawet nie miałabym z kim iść. Chyba, że Logan się nawróci –zaśmiałam się.
-Ja z tobą pójdę - zaśmiał się Liam, na co Zayn szturchnął go łokciem. Chyba myślał, że nikt nie zauważy.
-Dzięki za propozycję, może skorzystam –uśmiechnęłam się.
-Nie wiecie z kim idzie Scarlett? – rzucił jakby od niechcenia Harry. Louis zmierzył go wzrokiem. Co to do cholery miało znaczyć?
-Pewnie ze swoim Vickuusieem.  –powiedziałam.
-Ona ma chłopaka? –zdziwił się Hazza.
-Nie wiedziałeś? –powiedział Louis. –Taka dziewczyna jak Sky nie mogła nie mieć nikogo. –Fakt. Nigdy nie widziałam Scarlett samej. Zawsze ktoś się koło niej kręcił. Nagle, usłyszeliśmy szloch. To ta pomponiara wybiegła z Sali z krzykiem. To znaczyło, że się dowiedziała. Za nią wyszedł Louis. Harry chyba też chciał, ale powstrzymałam go. Nie umiałby chyba współczuć nawet małemu dzieciakowi.


Scarlett
To okropne! Jak on mógł zrobić coś takiego?! Łzy ciekły mi po twarzy. Nagle ktoś złapał mnie z tyłu i przytulił. Odwróciłam się. To był Louis. Nic nie mówiąc przytuliłam się do niego i szlochałam. Nie mogłam się opanować. Staliśmy tak dopóki nie zaczęłam się uspokajać. Podniosłam głowę, Louis otarł moje łzy kciukiem.
-Już w porządku? –zapytał z troską.
–Muszę gdzieś iść. –Musiałam wszystko wyjaśnić z Victorem. Jeśli nadal chce ze mną być, musi przestać mnie okłamywać.
-Dasz sobie radę?
-Może.
-Jak będzie po wszystkim, zadzwoń –dał mi karteczkę ze swoim numerem. Pokiwałam głową i wyszłam ze szpitala. Wybrałam numer Victora i napisałam „MUSIMY się spotkać, za 10min będę u ciebie.”
Podjechałam pod jego dom. Zebrałam się w sobie, wyszłam z samochodu i ruszyłam prosto do pokoju Victora. Siedział na łóżku, a na jego kolanach dziewczyna. Namiętnie się całowali.
-Co to ma znaczyć !? –odwrócili się. Zobaczyłam Emmę! Moją przyjaciółkę! Jak mogła mi to zrobić? Zobaczyła mnie i uśmiechnęła się tylko. Victor poderwał się i zaczął mówić:
-To nie jest to co myślisz!
-Nie całujesz się z moją najlepszą przyjaciółką ?! –nic nie odpowiedział. Byłam wściekła. –Koniec z nami. –powiedziałam. –Nie spodziewałam się tego po tobie, Em.
-Serio? Błagam cię. Nigdy nie byłyśmy przyjaciółkami, a tak przy okazji nie jesteś już w drużynie.
-Słucham?
-To co słyszałaś. Opuściłaś zbyt dużo treningów, na pewno ucieszy cię fakt, że jestem nowym kapitanem. –zamurowało mnie. Ale nie na długo.
-Spadajcie, oboje. –powiedziałam, wybiegłam z domu i wsiadłam do samochodu. Ruszyłam z piskiem opon. Pojechałam do domu, zamknęłam się w pokoju. Spencer chciała mi zrobić nalot na pokój, ale się jej nie udało. Z kieszeni wyjęłam numer Louisa. Obiecałam mu, że zadzwonię, ale nie byłam w stanie. Walnęłam się na łóżko i zaczęłam płakać.

                                                                              ***
JESTEŚCIE ZAJEBIŚCI ! 
Dziękujemy za 12 komentarzy pod ostatnim postem, -  chcemy więcej ! :D
No i brawo : ponad 2000 wyświetleń ! <3 

Od nas, osobiście : 

[Josh Hutcherson to moja prawdziwa miłość, więc wspominam go w tym rozdziale :D ] - Jessica
[ ŁOOOOHOO! 12 komentarzy! ZAJEKURWABIŚCIE! Dziena koty!] - Scarlett

Już niedługo czeka was niespodzianka - ktoś dołączy do naszego bloga, więc czekajcie :D 
W komentarzach podawajcie swoje twittery ! :)
Czytajcie, komentujcie, i w ogóle ENJOY - 
                                                                                                                                     S - A - J

wtorek, 10 kwietnia 2012

Rozdział 3


Jessica
Następnego dnia Logan nie przyszedł do szkoły. Siedział w szpitalu z Ashley. Jeszcze się nie ocknęła, co bardzo niepokoiło mojego przyjaciela. Jestem ciekawa czy jego rodzice wiedzą. Taa. Logan ma prawie tak samo fajnych rodziców jak ja. Oboje są biznesmenami, cały czas podróżują, gadają przez telefon, wydają polecenia podwładnym. Serio. Ostatnio widziałam całą rodzinę Logana razem na pogrzebie jego wujka. Półtora roku temu. W ogóle nie przejmują się synem i córką. Mam podobnie. Mieszkam praktycznie sama, mój tata cały czas gdzieś wyjeżdża.  Pracuje jako archeolog i zarabia kupę forsy. Mama zostawiła nas gdy miałam 12 lat, ale już prawie jej nie pamiętam. A raczej nie chcę pamiętać. Mieszkam w wielkim domu, jestem sąsiadką Wrightów, okno mojego pokoju sąsiaduje z oknem pokoju Logana. Między domami rośnie drzewo, więc gdy tylko mam ochotę mogę odwiedzić mojego przyjaciela, wspinam się po nim. Mój tata przyjeżdża do domu bardzo rzadko, mieszkam z gosposią, bez której chyba bym nie przeżyła. Tata płaci jej, ale traktujemy ją jak rodzinę. W ogóle mój ojciec stara się zadośćuczynić mi, kupując drogie rzeczy, spełniając każdą moją zachciankę. Tak więc dziś sama siedzę na wszystkich zajęciach, nie mam z kim gadać. Sarah, nasza gosposia zawsze powtarza, że powinnam znaleźć sobie więcej przyjaciół, albo chociaż kilka koleżanek. Ale weź tu znajdź kogoś fajnego, gdy wszyscy są tacy sami? Aż rzygać się chce idąc korytarzem. Nikt nie ma własnych opinii, bo boi się, że jak będzie je miał to nikt go nie polubi. Większość ludzi więc jest podobna do siebie, cała szkoła dzieli się na grupy. Pomponiary, metale, kujony i tak w kółko. Nikt nie jest oryginalny. Ja za to, aż walę po oczach swoją innością i zdaję sobie z tego sprawę. Obcisłe bluzki? Poszarpane spodnie? Prowokujące naszywki? O TAK.
Nie ubieram się tak, żeby coś udowodnić. Po porostu tak mi się podoba. Taka jestem.
Ludzie często patrzą na mnie jak na wariatkę, chłopcy zagadują tylko po to, by mnie poderwać, dziewczyny gadają za plecami. Nic mnie to nie obchodzi.
Weszłam do klasy matematycznej. W pierwszych ławkach już siedzieli co pilniejsi uczniowie, ja ulokowałam się z tyłu. Zaraz potem dosiadła się do mnie… Scarlett.
-Zgubiłaś się? –zakpiłam.
-Ee, nie, tylko że… mogę siedzieć z tobą? –zapytała. Rozejrzałam się po klasie. Dużo miejsc było wolnych. Ale ona dodała –Tylko dziś.
-No dobra, jak chcesz. – było mi wszystko jedno.


Scarlett
Lekcja matmy z Całką, jak nazywaliśmy naszą nauczycielkę, przebiegała spokojnie. Była to moja ostatnia lekcja, usiadłam obok blondyny.. Jak jej… Jessica? Chciałam zapytać ją jak tam z Ashley, bo Victor unikał tego tematu. Ciekawe co ona mu wczoraj nagadała. Teraz przepisywała zadanie z tablicy, odsunięta ode mnie jak tylko to możliwe. Spojrzałam na jej zeszyt- cały w rysunkach! Nie miałam pojęcia, że Jess ma jakiś talent. Ale musiałam przyznać, że obrazki były niesamowite. Nie mogłam skupić się na lekcji, moje myśli cały czas uciekały w stronę Ashley. Dlaczego Victor nie chciał o niej rozmawiać? Wczoraj zapytał mnie tylko o plotki dotyczące dziewczyny na odwyku. Opowiedziałam mu wszystko co wiedziałam. To znaczy, wiem ze ta szajbuska Ash, po stracie chłopaka zaczęła ćpać. No ja nie mogę. To takie żałosne. Nie wiem tylko kim był ten chłopak, ale musiał być okropny. Chyba nie mogłabym chodzić z kimś kto tak łamie serca.
Nagle zadzwonił dzwonek. Wszyscy zerwali się z miejsc i wyszli na korytarz. Tak samo zrobiłam ja. Musiałam znaleźć Jessicę, ale nie wiedziałam gdzie jest jej szafka. Postanowiłam poczekać więc przy bramie szkoły. Już za 5 minut zauważyłam ją w tłumie uczniów. Ze swoją burzą blond loków i wyzywającym ubraniu trudno było jej nie dostrzec. Dogoniłam ją.
-Hej, jak tam Ashley? –zagadnęłam. Spojrzała na mnie i rzuciła:
-Nieprzytomna. Nic więcej nie wiem, jadę zaraz do szpitala.
-Mogę jechać z tobą? –Czułam, ze muszę kogoś zapytać o co chodzi z nią i moim chłopakiem. Spojrzała na mnie spode łba, ale otworzyła drzwi do swojego samochodu nie zadając pytań. To mnie zdziwiło.-Nie zapytasz po co chcę tam jechać? –za późno ugryzłam się w język. Zaśmiała się.
-Gdybyś chciała mi powiedzieć to byś powiedziała. Proste. –wsiadła na miejsce kierowcy, ja obok niej. Jess jeździła czerwonym chevroletem corvettą. Victor starał się wtajemniczać mnie w tajniki motoryzacji. Ktoś tu ma bogatych rodziców.



Jessica
Weszłyśmy do Sali. Logan siedział przy łóżku Ashley, Fizzy za to miała aż 5 gości. Siedziała na łóżku, gadała z nimi. Wszyscy byli starsi więc pomyślałam, że to przyjaciele Louisa. Zauważył mnie, uśmiechnął się i pomachał. Odwzajemniłam się tym samym po czym podeszłam do swojego przyjaciela. Za mną szła pomponiara.
-Hej –przywitałam się i przytuliłam Logana. –Jak tam?
-Lekarz mówi, ze jutro powinna się ocknąć. –w tym momencie zobaczył Scarlett. –Co ona tu robi?
-Hej, Scarlett, może pójdziesz i przywitasz się z Louisem? –zaproponowałam. Na szczęście zrozumiała i poszła do nich. Nie powiem żeby jakoś się przed tym broniła. –Chciała wiedzieć co z Ashley.
-Co ją to może obchodzić?
-Nie wiem, może Vickuś kazał jej się dowiedzieć. To i tak lepiej niż jeśli przyszedłby tu sam.
-Fakt. Więc, co tam w szkole?
-Interesuje cię to? –wiedziałam, że szkoła w ogóle go nie obchodzi, ale czułam że chce zmienić temat, więc powiedziałam: -Dostałam uwagę, bo odmówiłam krojenia kolejnego płaza czy gada, Terminator powiedział, że gdybym była mniej pyskata, to może robiłabym mniej kółek, a facet od literatury zadał nam wypracowanie. Tylko tyle.
-Normalka. –zaśmiał się, ale zaraz spoważniał. –Moi rodzice dowiedzieli się o Ash.
-Co kurwa? –powiedziałam to dosyć głośno, więc wszyscy obecni w Sali, usłyszeli mnie. Zaśmiali się tylko, ale zaraz zmroziłam ich spojrzeniem, więc przestali. –Przyjeżdżają tu? –powiedziałam już ciszej.
-Nie. –pokręcił głową.-Zatrzymały ich „bardzo ważne sprawy”. –westchnął.
-Gdzie teraz są?
-W Liverpoolu.
-Przecież to dość niedaleko Londynu! –zdenerwowałam się.
-Co mi tam. Poradzimy sobie bez nich. –powiedział stanowczym głosem.
-Jak zawsze. –uśmiechnęłam się.


Scarlett
Koledzy Louisa byli świetni. Chyba muszę zmienić zdanie co do ulubionego zespołu mojej siostry. Przedstawili mi się, pogadali ze mną. Harry, Zayn, Liam, Niall i Louis byli bardzo fajni. Nie śmiali się gdy poprosiłam ich o autografy dla Spencer, zrozumieli to. Od Harry’ego dostałam dodatkowo numer, ale o tym siostrze miałam nie mówić. Mam chłopaka, ale Hazza, jak nazywali go chłopcy, byłby świetnym przyjacielem. Fizzy, siostra Louisa też była bardzo milutka.
-Dlaczego tu jesteś? –zapytała dziesięciolatka.
-Odwiedzam koleżankę. –nie mam pojęcia jak mogłam nazwać Ashley.
-Co jej jest? –zapytał szatyn. Miał na imię... Zayn? Tak, Zayn.
-Ma wstrząśnienie mózgu.
-A tam, obok jej łóżka, to jej rodzeństwo? –dopytywał dalej.
-Ten rudy to jej brat, a blondynka jest ich przyjaciółką. Nie wiem o nich wiele, poznaliśmy się niedawno. –wszyscy patrzyliśmy teraz na dwójkę przyjaciół, którzy rozmawiali przyciszonymi głosami. Jess zorientowała się, że patrzymy na nich i pokazała obsceniczny gest. Ta to jest wychowana. Chłopaki jednak zaśmiali się tylko.
-Fajna. –uśmiechnął się Liam.
-Serio? –zdziwiłam się. Była ładna, nawet bardzo, ale nigdy nie widziałam żeby ktoś uważał ją za fajną.
-Jasne. Rzadko spotykamy się z tym, że dziewczyny nas nie wielbią- zażartował Niall. W tym momencie Jessica zawołała mnie.
-Chciałaś dowiedzieć się co u Ashley? Już możesz. –Wskazała na przyjaciela, a sama, z paczką papierosów w ręku wyszła z Sali. Chwilę potem, pokój opuścił Zayn. Dziwne. Ale wolę się nie mieszać.
-Sorry chłopcy-powiedziałam i podeszłam do Logana.
-Cześć –powiedziałam nieśmiało. –Co u siostry?
-Jutro powinna się ocknąć –powtórzył.
-Hej, mogę o coś cię zapytać?
-Chyba cię nie powstrzymam.
-Co jest między Victorem a Ashley? –rudy zjeżył się.
-Zapytaj ukochanego. –parsknął. –Albo Ashley, jak już się obudzi. Nie jestem upoważniony do rozpowszechniania ich prywatnych spraw.


Jessica
Wyszłam przed budynek szpitala i zapaliłam papierosa. Najpierw obejrzałam go jednak dokładnie. Na swoich fajkach często rysowałam różne rysunki, ot tak, dla zabawy. Na tym był napis: „madness”, cały kolorowy. Uśmiechnęłam się i zaciągnęłam papierosem. Usiadłam na ławce, niedaleko wejścia do szpitala. Zostawiłam Logana i Scarlett, niech sobie porozmawiają. Nie należałam do ciekawskich osób. Nagle, obok siebie usłyszałam głos:
-Poczęstujesz mnie papierosem? Niestety, zapomniałem swoich. –obróciłam się. To był jeden z kumpli Louisa.
-Jasne. –powiedziałam i wyjęłam paczkę. Chwycił jednego papierosa i obejrzał go. Zerknęłam. Na jego napisane było: „don't think too much” z rysunkiem rozwalającego się mózgu. Uśmiechnął się.
-Gdzie można takie kupić? –był ciekawy.
-Nie można. –widząc jego minę, wytłumaczyłam –To moje rysunki.
-Wow. Masz talent.
-Dzięki za info. –powiedziałam oschle. Czego on jeszcze chciał?
-Mam na imię Zayn. –przedstawił się.
-Aha. –powiedziałam tylko.
-Nie powiesz mi jak masz na imię?
-A interesuje cię to? –wstałam, rzuciłam fajkę na ziemię i przydeptałam.
-Bardzo –uśmiechnął się. Był cholernie przystojny.
-To miłe. –powiedziałam tylko i wróciłam do Sali.


Scarlett
Z Logana nic nie dało się wyciągnąć. Strasznie mnie to denerwowało. Wkrótce, do pokoju wróciła Jessica.
-Obgadaliście już wszystko?
-Tak– odpowiedział Logan
-Nie– odpowiedziałam
-Dać wam jeszcze chwilę? –zapytała.
-Chyba raczej nic nie wskóram. –westchnęłam. W tym momencie do sali wszedł Zayn, po czym poszedł do chłopaków i zaczął z nimi gadać. –W zasadzie to chyba już pójdę.
-Odwieźć cię? –zapytała mnie Jess.
-Nie, dzięki, możesz zostać z Loganem.
-Poradzę sobie, jedźcie. –spojrzał na Jessicę.  Chyba mieli jakiś dziwny kod, którego najwyraźniej nie rozumiałam, bo jej chyba to spojrzenie coś mówiło.
-Jasne, cześć –powiedziała i pocałowała chłopaka w policzek.
-Hej- powiedziałam ja, i ruszyłyśmy w kierunku wyjścia. Logan zdążył jeszcze krzyknąć:
-Możesz ty jutro zostać z Ashley?
-Pewnie. Przyjadę o 7 rano. –odpowiedziała, a rudy uśmiechnął się z wdzięcznością. Pomachała jeszcze Louisowi na pożegnanie, ja zrobiłam to samo. Wszyscy chłopcy odmachali nam, przyłączyła się nawet Fizzy. 


                                                                 ***
Jest 3 ! :D
Czytać i komentować!
Teraz możecie komentować z Anonima, bo coś nam się popieprzyło w Bloggerze. 
Jeśli chcecie być informowane o nowych postach, w komentarzu podajcie nazwę swojego twittera :) 
Nasz to  .
ENJOY ! :D 
                                                                                                                           S - A - J 

piątek, 6 kwietnia 2012

Rozdział 2


Jessica
-Gdzie ona jest? –zdenerwowany Logan podbiegł do pielęgniarki.
-Chodzi ci o Ashley Wright? Sala 10. –szybko tam pobiegliśmy. Ash leżała nieprzytomna, ale lekarz pozwolił nam z nią posiedzieć. Oprócz niej, na drugim końcu pokoju leżała jakaś dziewczynka, chyba spała. Obok niej siedział chłopak, na oko dwudziestoletni, pewnie jej brat. Niedługo po nas do Sali wszedł Victor. To on był sprawcą tego zamieszania, on niechcący trafił piłką w moją przyjaciółkę.
-Nic jej nie jest? –zapytał z udawaną pewnie, troską. Lo zjeżył się. Podszedł do niego i krzyknął:
-WYPIERDALAJ STĄD! –szybko podbiegłam do Logana, bo chciał chyba uderzyć gogusia. Wtem usłyszeliśmy wściekły, lecz cichy głos:
-Moglibyście być ciszej? Nie jesteście sami. –wszyscy ze zdziwieniem spojrzeliśmy na chłopaka, który przed chwilą siedział przy łóżku dziewczynki.
-Aa Tak, przepraszamy. –powiedziałam i spojrzałam karcąco na Logana, który przyszpilał wzrokiem gogusia. Nagle drzwi otworzyły się, a do sali weszła Scarlett Stevens. Co do cholery ona tu robi?!
-Skarbie! –krzyknęła do Victora. –Coś się stało? Słyszałam że pojechałeś do szpitala.
-Ja tylko… -zaczął Victor, ale Logan przerwał mu:
-Przywaliłeś piłką w głowę mojej siostry!
-Przeprosiłem przecież!- krzyknął, choć wcale tego nie zrobił. Ughh, jak ja go nie cierpię.
-Prosiłem o ciszę! –powiedział znowu szatyn.
-Dobra, poczekaj. Scarlett, co ty tu do kurwy nędzy robisz? –rzuciłam.
-Dowiedziałam się, że mój chłopak pojechał do szpitala, miałam siedzieć bezczynnie?
-Po prostu wszyscy stąd wyjdźcie –powiedział mój przyjaciel. W końcu ta zakochana para zrozumiała coś i poszła na korytarz.
-Przepraszam, że byliśmy głośno- powiedziałam- To twoja siostra?-wskazałam na dziewczynkę leżącą w łóżku obok.
-Tak. Fizzy, wycięli jej wyrostek, musi trochę odpocząć po operacji. A to twoja…?
-Przyjaciółka, Ashley. A to jej brat -  Logan. Ja jestem Jessica.
-Louis. Gdybyśmy nie byli w szpitalu, powiedziałbym, ze miło mi was poznać –uśmiechnął się.

                                                                              ***

Scarlett
Siedziałam z Victorem przed salą, czekając na jakieś wieści. Oczywiście rudy wyprosił nas stamtąd,  a sam ze swoja przyjaciółką został w środku. Mimo, ze kompletnie ich nie znałam, współczułam im. Nikt nie chciałby znaleźć się w szpitalu. A jeszcze niedługo Jesienny Bal. Ciekawe czy Ashley, bo chyba tak się nazywa będzie mogła pójść. Bal Jesienny to taka tradycja naszej szkoły. Są sprzedawane bilety, wszyscy stroją się na maxa i w ogóle jest niezłe zamieszanie. Warto jednak, bo to chyba jedna z najlepszych zabaw w roku. Siedzieliśmy w ciszy z Victorem dopóki z Sali nie wyszła przyjaciółeczka rudego. Swoim wyglądem w ogóle nie pasowała do szpitalnej, sterylnej bieli. Miała na sobie czerwoną koszulkę z różnymi metalowymi dżetami, czarne, poszarpane rurki i czerwone martensy. Długie, blond włosy zostawiła rozpuszczone, ale i tak widać było w jej uchu rząd kolczyków. Przez ramię miała przewieszoną torbę z różnymi naszywkami typu: „KEEP CALM AND CARRY ON” , „JEDZ SAŁATE, NIE MORDUJ ZWIERZĄT” i jeszcze parę z nazwami zespołów. Szczerze mówiąc, wyglądała świetnie, ale ja nie miałabym odwagi się tak ubrać.
-Możecie wejść, jeśli obiecacie, że będziecie cicho- rzuciła. – Lekarz powiedział, że Ashley musi zostać w szpitalu jeszcze kilka dni, aż nie stwierdzą że jej stan ich zadowala.
-Co? Przecież dostała tylko piłką! –powiedział Victor.
-Widocznie masz niezłą siłę –zakpiła- Zawsze była delikatna, a ty trafiłeś ją w głowę. Jeszcze jest nieprzytomna, to chyba wstrząs. A teraz chodźcie. –powiedziała to i wróciła do Sali. Ruszyliśmy za nią. Obok leżącej dziewczyny stał jej brat i jakiś szatyn, gdy nas zobaczyli odsunęli się.
-Naprawdę przepraszam. –zaczął Vic.
-Naprawdę mnie to nie obchodzi. –odpowiedział brat poszkodowanej. Dlaczego ten rudzielec nie mógł wybaczyć Victorowi ? Mam wrażenie, ze ci dwoje znali się wcześniej. Muszę zapytać o to Vickiego. Obaj mierzyli się wzrokiem dopóki blondyna nie powiedziała:
-Emm. Louis –to było chyba imię szatyna- może pójdziecie z Loganem- więc tak nazywał się rudy! – powyglądać przez okno? – szatyn zrozumiał aluzję i poszedł z Loganem na koniec Sali. Wtedy zwróciła się do mnie:
-Może im potowarzysz pomponiaro? –powiedziała to, jakby „pomponiara” była jakimś paskudnym wyzwiskiem. Ale zrozumiałam, że chciała pogadać o czymś z V. więc podeszłam do chłopaków.
Louis mówił o sobie, ale chyba tylko po to żeby gadać, żeby Logan się uspokoił. Chcąc nie chcąc wysłuchałam jego opowieści. Uwielbiał muzykę, był w X-faktorze i miał własny zespół, a od niedawna stał się sławny. Zaciekawiło mnie to, bo w ogóle nie kojarzyłam gościa.
-Jak się nazywacie?
-One Direction. Znasz nas? –uśmiechnął się. Muszę przyznać, że uśmiech ma powalający.
-Zanucisz coś? –zaproponowałam, bo oczywiście nazwa też nic mi nie mówiła. Wtedy on zaczął cichutko śpiewać a ja… jęknęłam. Nie mogłam wprost uwierzyć.
-Nie podoba ci się? –zaniepokoił się tym moim jęknięciem.
-Podobało mi się za pierwszym razem. Za kolejnym tysiącem nie bardzo. –widząc jego nierozumiejącą minę wyjaśniłam.- Moja siostra jest waszą fanką. Przez nią słucham waszych piosenek non stop.
-Aa. Rozumiem. Może chcesz autograf? –zażartował. Ja jednak uznałam, ze to niezły pomysł. Spencer mi nie uwierzy gdy dam jej autograf Lou. Już za chwilę, na dowód miałam nie tylko jego autograf, ale i zdjęcie. Pogadaliśmy jeszcze chwilę, nawet Logan się włączył. Uznałam, że szatyn jest bardzo zabawny i dowcipny. Rozśmieszał nawet rudzielca. Spojrzałam na Logana z ukosa. Wyglądał bardzo podobnie do swojej kumpeli. Poszarpane dżinsy, ciemna koszulka, glany. Na dość długich , jak na chłopaka, włosach nosił bandanę. Stojąc w szpitalnej Sali wyglądał jakby się zgubił. Louis za to, wyglądał całkiem inaczej. Jasne dżinsy, T-shirt w paski, krótkie włosy.  Nic dodać, nic ująć.

                                                                              ***
Jessica
-Dlaczego to zrobiłeś?! –syknęłam na mięśniaka.
-Co zrobiłem? Przecież to było niechcący. –jak ja kocham takie tłumaczenia.
-Nie wierzę ci. Logan z resztą też nie. Nie mógłbyś odczepić się od Ashley?
-Ash nic mnie już nie obchodzi! –widząc moją minę, kontynuował –Naprawdę. Wiem, że jej brat nienawidzi mnie, bo zerwałem z jego siostrą, ale przecież tak się dzieje! Po prostu nam nie wyszło. Nie musicie z tego powodu traktować mnie jak wroga!
-Czy ty do cholery nic nie wiesz? –oczywiście, on nie wiedział o czym mówię. –Nie wiesz, że ona przez ciebie przeszła załamanie?
-Jakie załamanie? O co ci chodzi? –zaszokował mnie tym. Czy możliwe było, ze on po prostu nie wiedział co zrobił Ash? Chyba nie mógł być AŻ tak głupi.
-Gdy z nią zerwałeś, załamała się. Totalnie. Nie ruszała się z domu, z nikim nie rozmawiała. Potem zaczęła ćpać. Tak, mięśniaku, ćpać. W wakacje, gdy ty pewnie patrzyłeś na swoje muskuły, ona siedziała w klinice.
-Słucham?! –rozwalił mnie. Czy on jest taki tępy, czy tylko udaje? Powtórzyłam to wszystko, na co on zareagował: - Dlaczego nikt mi nie powiedział?
-Chyba wszyscy o tym wiedzieli, błagam! Zapytaj swojej laluni, założę się, ze już dawno plotkowała z pomponiarami o Ashley.
-Odczep się od Scarlett! Przeprosiłem już was, nie wiem dlaczego macie do mnie cały czas jakieś wąty? –Nosz ja pierdolę! Co za debil. Czy on nie może zrozumieć, ze jak przeprosi, to nie wszystko będzie w porządku? Miałam go dość, więc powiedziałam tylko:
-Dobra. Już nie mamy wątów, tylko nie pokazuj się tu więcej, ok? Nie jesteś tu mile widziany. –W końcu posłuchał. Podszedł do tej swojej cheerlederki i oboje wyszli.
-Co mu powiedziałaś? –Logan. Oczywiście, że domyślił się, że to przeze mnie goguś się ulotnił.
-Nic takiego. Ale obiecał, że nie będzie już się tu pokazywał.
-Dobrze. –skwitował tylko.
-Czy Scarlett to jego dziewczyna? –odezwał się Louis. Nawet nie zauważyłam kiedy podszedł.
-Tak, są razem. Biedaczka. –Nie chciałam być wścibska, ale korciło mnie żeby zapytać co go to obchodzi. No bo, serio, co go może obchodzić ta pomponiara?   

    *****
Kolejny rozdział, zapraszamy do czytania! 
I Komentowania! To naprawdę dużo dla nas znaczy! 
                                                                                                                                       S - A - J

środa, 4 kwietnia 2012

Rozdział 1


Scarlett
Wracając z treningu kupiłam butelkę wody. Dziś pokazałam pozostałym  cheerleaderkom wyjątkowo trudny układ. Zwycięstwo mamy w kieszeni, jesteśmy genialne.  Zaraz miałam biologię, więc szybko podeszłam do szafki. Stała już przy niej moja najlepsza przyjaciółka- Emma. Zdążyła już odłożyć swój strój i pompony.
-Twój układ był niesamowity!
-Zawsze tak mówisz. –uśmiechnęłam się.
-Bo zawsze masz świetne układy! – zachichotała.
Nagle, na swojej talii, poczułam czyjeś ręce. Odwróciłam się. 
-Victor!
-Hej skarbie –powiedział po czym zachłannie mnie pocałował. Byliśmy razem już 5 miesięcy. Znaliśmy się dłużej, ale chodzić zaczęliśmy  dopiero w maju, po jednym z wygranych przez drużynę piłkarską meczu. Victor był ich kapitanem, a ja jako cheerlederka kibicowałam mu razem z zespołem na każdych zawodach.
 Gdy już się ode mnie odlepił, zauważył Em.
-Siemka.
-Elo! –powiedziała z entuzjazmem. –co tam?
-Spox. Zaraz mam trening, przyjdziecie popatrzeć? –spojrzał na mnie wyczekująco.
-Mam biologię, znowu będziemy kroić jakieś obślizgłe gady- skrzywiłam się.  Nie nawiedziłam bioli.
-Dasz radę kotku- powiedział, po czym zaczął mnie namiętnie całować, nie zważając na nikogo. 


                                                                              ***
Jessica
Szłam szkolnym korytarzem, ze mną ciągnęli się jak zwykle Logan i Ashley, moi przyjaciele.  Byli bliźniakami dwujajowymi, oboje rudzi, ale charakter mieli zupełnie inny.
-Jeszcze tylko 2 lekcje i weekend, damy radę. –pocieszyłam ich.
-Ale ja mam teraz WF –jęknęła Ash. Był to jeden z jej najmniej lubianych przedmiotów.
-My mamy biologię –razem z Loganem mieliśmy taki sam plan, oboje lubiliśmy przedmioty ścisłe.
-No tak! Muszę iść do szafki po  podręcznik. –nagle przypomniało się mojemu przyjacielowi.
-Idę z tobą- powiedziałam.
-Ja pójdę już do szatni, dozo! –krzyknęła Ashley i poszła w kierunku przebieralni. Razem z Loganem poszliśmy do jego szafki. Otworzył ją, a z niej wyleciało kilka fotografii. Bardzo lubił robić zdjęcia. Nagle zauważyłam pewną parę, całującą się po drugiej stronie korytarza. Wiedziałam, ze gdy Logan ją zobaczy, wścieknie się. Tak też się stało.
-Wynajmijcie sobie pokój! –krzyknął, gdy tylko ich ujrzał.
-Pomyślę nad tym- odciął się Victor i powrócił do międlenia się ze swoją dziewczyną. Biedna. Lo zacisnął tylko pięści i ruszył dalej korytarzem. Dogoniłam go i powiedziałam:
-Wyluzuj! Ashley już z nim nie chodzi! –Fakt. Ash chodziła kiedyś z tym napakowanym gogusiem. Zabujała się w nim jakoś w tamtym roku, chwilę byli razem, po czym mięśniak zaraz ja rzucił.
-Nadal go nie cierpię. Pamiętasz przez co przechodziła moja siostra z jego powodu?!
-Przecież nie jest już na odwyku! Dawno jej przeszło! –podniosłam głos, i tak już kilka osób przyglądało się tej scenie. Szybko poszliśmy do Sali 205. Logan milczał. Wkrótce klasa zaczęła zapełniać się uczniami. Jak zwykle siedzieliśmy w ostatniej ławce. Mój przyjaciel był markotny, ale grzecznie pokroił żabę.


                                                                              ***
Ashley
Biegliśmy już 5 okrążenie wokół boiska. Terminator, nasz nauczyciel, był bezlitosny. Jedynym pocieszeniem było to, że na murawie grali w piłkę maturzyści. W końcu, wuefmen pozwolił nam chwilę odpocząć, a sam poszedł nawrzeszczeć na kilku palących niedaleko chłopaków. Koleżanki sapiące obok mnie zaczęły gadać o piłkarzach z boiska obok.
-Ryan jest taaaki słooodki. Myślicie, że zabrałby mnie na bal jesienny? To już prawie za tydzień!
-Marz dalej. Ja i tak wolę Brandona, jest najlepszy ze wszystkich.
-A spójrzcie na kaloryfer Victora! –coś przewróciło mi się w żołądku, ale ona kontynuowała-Szkoda, ze chodzi z tą Scarlett.
-No. Głupia krowa.
-Ale super tańczy!
-Pff. Równie dobrze mogłaby tańczyć w klubie GO-GO. –I tak dalej. Zwykłe rozmowy na zajęciach wf. Miałam ich dość. Wstałam, chciałam iść po picie. Usłyszałam krzyki i odwróciłam się. Piłka leciała w moją stronę z zawrotną prędkością. Nie zdążyłam jej uniknąć.

                                                                              ***

Czytajcie i komentujcie :)