piątek, 6 kwietnia 2012

Rozdział 2


Jessica
-Gdzie ona jest? –zdenerwowany Logan podbiegł do pielęgniarki.
-Chodzi ci o Ashley Wright? Sala 10. –szybko tam pobiegliśmy. Ash leżała nieprzytomna, ale lekarz pozwolił nam z nią posiedzieć. Oprócz niej, na drugim końcu pokoju leżała jakaś dziewczynka, chyba spała. Obok niej siedział chłopak, na oko dwudziestoletni, pewnie jej brat. Niedługo po nas do Sali wszedł Victor. To on był sprawcą tego zamieszania, on niechcący trafił piłką w moją przyjaciółkę.
-Nic jej nie jest? –zapytał z udawaną pewnie, troską. Lo zjeżył się. Podszedł do niego i krzyknął:
-WYPIERDALAJ STĄD! –szybko podbiegłam do Logana, bo chciał chyba uderzyć gogusia. Wtem usłyszeliśmy wściekły, lecz cichy głos:
-Moglibyście być ciszej? Nie jesteście sami. –wszyscy ze zdziwieniem spojrzeliśmy na chłopaka, który przed chwilą siedział przy łóżku dziewczynki.
-Aa Tak, przepraszamy. –powiedziałam i spojrzałam karcąco na Logana, który przyszpilał wzrokiem gogusia. Nagle drzwi otworzyły się, a do sali weszła Scarlett Stevens. Co do cholery ona tu robi?!
-Skarbie! –krzyknęła do Victora. –Coś się stało? Słyszałam że pojechałeś do szpitala.
-Ja tylko… -zaczął Victor, ale Logan przerwał mu:
-Przywaliłeś piłką w głowę mojej siostry!
-Przeprosiłem przecież!- krzyknął, choć wcale tego nie zrobił. Ughh, jak ja go nie cierpię.
-Prosiłem o ciszę! –powiedział znowu szatyn.
-Dobra, poczekaj. Scarlett, co ty tu do kurwy nędzy robisz? –rzuciłam.
-Dowiedziałam się, że mój chłopak pojechał do szpitala, miałam siedzieć bezczynnie?
-Po prostu wszyscy stąd wyjdźcie –powiedział mój przyjaciel. W końcu ta zakochana para zrozumiała coś i poszła na korytarz.
-Przepraszam, że byliśmy głośno- powiedziałam- To twoja siostra?-wskazałam na dziewczynkę leżącą w łóżku obok.
-Tak. Fizzy, wycięli jej wyrostek, musi trochę odpocząć po operacji. A to twoja…?
-Przyjaciółka, Ashley. A to jej brat -  Logan. Ja jestem Jessica.
-Louis. Gdybyśmy nie byli w szpitalu, powiedziałbym, ze miło mi was poznać –uśmiechnął się.

                                                                              ***

Scarlett
Siedziałam z Victorem przed salą, czekając na jakieś wieści. Oczywiście rudy wyprosił nas stamtąd,  a sam ze swoja przyjaciółką został w środku. Mimo, ze kompletnie ich nie znałam, współczułam im. Nikt nie chciałby znaleźć się w szpitalu. A jeszcze niedługo Jesienny Bal. Ciekawe czy Ashley, bo chyba tak się nazywa będzie mogła pójść. Bal Jesienny to taka tradycja naszej szkoły. Są sprzedawane bilety, wszyscy stroją się na maxa i w ogóle jest niezłe zamieszanie. Warto jednak, bo to chyba jedna z najlepszych zabaw w roku. Siedzieliśmy w ciszy z Victorem dopóki z Sali nie wyszła przyjaciółeczka rudego. Swoim wyglądem w ogóle nie pasowała do szpitalnej, sterylnej bieli. Miała na sobie czerwoną koszulkę z różnymi metalowymi dżetami, czarne, poszarpane rurki i czerwone martensy. Długie, blond włosy zostawiła rozpuszczone, ale i tak widać było w jej uchu rząd kolczyków. Przez ramię miała przewieszoną torbę z różnymi naszywkami typu: „KEEP CALM AND CARRY ON” , „JEDZ SAŁATE, NIE MORDUJ ZWIERZĄT” i jeszcze parę z nazwami zespołów. Szczerze mówiąc, wyglądała świetnie, ale ja nie miałabym odwagi się tak ubrać.
-Możecie wejść, jeśli obiecacie, że będziecie cicho- rzuciła. – Lekarz powiedział, że Ashley musi zostać w szpitalu jeszcze kilka dni, aż nie stwierdzą że jej stan ich zadowala.
-Co? Przecież dostała tylko piłką! –powiedział Victor.
-Widocznie masz niezłą siłę –zakpiła- Zawsze była delikatna, a ty trafiłeś ją w głowę. Jeszcze jest nieprzytomna, to chyba wstrząs. A teraz chodźcie. –powiedziała to i wróciła do Sali. Ruszyliśmy za nią. Obok leżącej dziewczyny stał jej brat i jakiś szatyn, gdy nas zobaczyli odsunęli się.
-Naprawdę przepraszam. –zaczął Vic.
-Naprawdę mnie to nie obchodzi. –odpowiedział brat poszkodowanej. Dlaczego ten rudzielec nie mógł wybaczyć Victorowi ? Mam wrażenie, ze ci dwoje znali się wcześniej. Muszę zapytać o to Vickiego. Obaj mierzyli się wzrokiem dopóki blondyna nie powiedziała:
-Emm. Louis –to było chyba imię szatyna- może pójdziecie z Loganem- więc tak nazywał się rudy! – powyglądać przez okno? – szatyn zrozumiał aluzję i poszedł z Loganem na koniec Sali. Wtedy zwróciła się do mnie:
-Może im potowarzysz pomponiaro? –powiedziała to, jakby „pomponiara” była jakimś paskudnym wyzwiskiem. Ale zrozumiałam, że chciała pogadać o czymś z V. więc podeszłam do chłopaków.
Louis mówił o sobie, ale chyba tylko po to żeby gadać, żeby Logan się uspokoił. Chcąc nie chcąc wysłuchałam jego opowieści. Uwielbiał muzykę, był w X-faktorze i miał własny zespół, a od niedawna stał się sławny. Zaciekawiło mnie to, bo w ogóle nie kojarzyłam gościa.
-Jak się nazywacie?
-One Direction. Znasz nas? –uśmiechnął się. Muszę przyznać, że uśmiech ma powalający.
-Zanucisz coś? –zaproponowałam, bo oczywiście nazwa też nic mi nie mówiła. Wtedy on zaczął cichutko śpiewać a ja… jęknęłam. Nie mogłam wprost uwierzyć.
-Nie podoba ci się? –zaniepokoił się tym moim jęknięciem.
-Podobało mi się za pierwszym razem. Za kolejnym tysiącem nie bardzo. –widząc jego nierozumiejącą minę wyjaśniłam.- Moja siostra jest waszą fanką. Przez nią słucham waszych piosenek non stop.
-Aa. Rozumiem. Może chcesz autograf? –zażartował. Ja jednak uznałam, ze to niezły pomysł. Spencer mi nie uwierzy gdy dam jej autograf Lou. Już za chwilę, na dowód miałam nie tylko jego autograf, ale i zdjęcie. Pogadaliśmy jeszcze chwilę, nawet Logan się włączył. Uznałam, że szatyn jest bardzo zabawny i dowcipny. Rozśmieszał nawet rudzielca. Spojrzałam na Logana z ukosa. Wyglądał bardzo podobnie do swojej kumpeli. Poszarpane dżinsy, ciemna koszulka, glany. Na dość długich , jak na chłopaka, włosach nosił bandanę. Stojąc w szpitalnej Sali wyglądał jakby się zgubił. Louis za to, wyglądał całkiem inaczej. Jasne dżinsy, T-shirt w paski, krótkie włosy.  Nic dodać, nic ująć.

                                                                              ***
Jessica
-Dlaczego to zrobiłeś?! –syknęłam na mięśniaka.
-Co zrobiłem? Przecież to było niechcący. –jak ja kocham takie tłumaczenia.
-Nie wierzę ci. Logan z resztą też nie. Nie mógłbyś odczepić się od Ashley?
-Ash nic mnie już nie obchodzi! –widząc moją minę, kontynuował –Naprawdę. Wiem, że jej brat nienawidzi mnie, bo zerwałem z jego siostrą, ale przecież tak się dzieje! Po prostu nam nie wyszło. Nie musicie z tego powodu traktować mnie jak wroga!
-Czy ty do cholery nic nie wiesz? –oczywiście, on nie wiedział o czym mówię. –Nie wiesz, że ona przez ciebie przeszła załamanie?
-Jakie załamanie? O co ci chodzi? –zaszokował mnie tym. Czy możliwe było, ze on po prostu nie wiedział co zrobił Ash? Chyba nie mógł być AŻ tak głupi.
-Gdy z nią zerwałeś, załamała się. Totalnie. Nie ruszała się z domu, z nikim nie rozmawiała. Potem zaczęła ćpać. Tak, mięśniaku, ćpać. W wakacje, gdy ty pewnie patrzyłeś na swoje muskuły, ona siedziała w klinice.
-Słucham?! –rozwalił mnie. Czy on jest taki tępy, czy tylko udaje? Powtórzyłam to wszystko, na co on zareagował: - Dlaczego nikt mi nie powiedział?
-Chyba wszyscy o tym wiedzieli, błagam! Zapytaj swojej laluni, założę się, ze już dawno plotkowała z pomponiarami o Ashley.
-Odczep się od Scarlett! Przeprosiłem już was, nie wiem dlaczego macie do mnie cały czas jakieś wąty? –Nosz ja pierdolę! Co za debil. Czy on nie może zrozumieć, ze jak przeprosi, to nie wszystko będzie w porządku? Miałam go dość, więc powiedziałam tylko:
-Dobra. Już nie mamy wątów, tylko nie pokazuj się tu więcej, ok? Nie jesteś tu mile widziany. –W końcu posłuchał. Podszedł do tej swojej cheerlederki i oboje wyszli.
-Co mu powiedziałaś? –Logan. Oczywiście, że domyślił się, że to przeze mnie goguś się ulotnił.
-Nic takiego. Ale obiecał, że nie będzie już się tu pokazywał.
-Dobrze. –skwitował tylko.
-Czy Scarlett to jego dziewczyna? –odezwał się Louis. Nawet nie zauważyłam kiedy podszedł.
-Tak, są razem. Biedaczka. –Nie chciałam być wścibska, ale korciło mnie żeby zapytać co go to obchodzi. No bo, serio, co go może obchodzić ta pomponiara?   

    *****
Kolejny rozdział, zapraszamy do czytania! 
I Komentowania! To naprawdę dużo dla nas znaczy! 
                                                                                                                                       S - A - J

8 komentarzy:

  1. Świetny rozdział <3 Coś mi się wydaje,że Scarlett spodobała się Louisowi :D Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna sytuacja. Tzn nie do końca , bo w szpitalu, ale zawsze cos. xDD
    Piszcie, piszcie. Ja będę czytać. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, podoba mi sie :)
    zapraszam do siebie:
    http://never-sayneverx.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest megaa.!: DD
    Czekam na następny. : ***

    zapraszam . http://anotherxlifexx.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Nieźle, jest was trzy i wszystko razem ogarniacie. Nas jest dwie i jakoś wychodzi. Strasznie podoba mi się w jaki sposób poznali Louisa ;D zapraszam do nas. dreamsinfragilebubble.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń